dobry architekt wnętrz

Zachować świeżość myślenia po 25 latach pracy jako architekt wnętrz

 

W wieku 23 lat, jeszcze na studiach, założyłeś własną pracownię. Czym to dla Ciebie wtedy było?

Na trzecim roku (studiów) wziąłem udział w konkursie na projekt łazienki organizowany przez firmę Koło (dzisiaj Geberit).  Moja praca została wyróżniona, otrzymałam też propozycję stałej współpracy z nimi. W tym celu założyłem własną działalność gospodarczą. Początkowo moim jedynym zleceniodawcą było Koło. Projektowałam dla nich stoiska targowe, ekspozycje i salony sprzedaży.  Na tym etapie prowadzenie własnej pracowni było bardzo proste. Nie zabiegałem o nowych klientów, nie musiałem prowadzić skomplikowanej księgowości, nie zarządzałem ludźmi ani nie prowadziłem zaawansowanego marketingu. Z czasem jednak wypracowałam nowe kontakty i znajomości, zacząłem rozszerzać zakres swojej działalności i co za tym idzie pojawiły się nowe wyzwania: podatki, VAT, prowadzenie biura, logistyka, zatrudnianie pracowników, pozyskiwanie nowych zleceń. Potem poszerzyłem działalność o projektowanie mebli. Zacząłem proponować moim klientom wykonanie ich, niekiedy robiłem je też dla zaprzyjaźnionych pracowni architektonicznych.

Rzuciłeś się na na głęboka wodę? 

Tak, że rzuciłem się w pewnym sensie na głęboką wodę, ale zdążyłem się do tego dobrze przygotować.  Dałem radę. Od 25 lat prowadzę własną pracownię projektową i jestem z tego dumny. Uważam to za sukces. Nie wiem, jak wyglądają teraz studia na politechnice, pewnie coś się w tej kwestii zmieniło, ale za moich czasów, nie przygotowywano na studiach do prowadzenia własnej firmy. Wszystkiego musiałem się nauczyć sam, metodą prób i błędów.

Miałeś szczęście i skorzystałeś z okazji, czy Twoja ścieżka zawodowa to sukcesywnie realizowany plan? Czy brałeś pod uwagę, że Twoja praca może wyglądać inaczej?

Rozpoczynając studia, miałem przekonanie, że architekt, to ktoś, kto pomaga ludziom. W pewnym sensie te humanistyczne założenia towarzyszą mi do dziś. Nie jestem człowiekiem, który żyje z listą w ręku i sukcesywnie odhacza punkt po punkcie. Mimo, że jestem inżynierem, mam w sobie coś z artysty i romantyka. Na moje wybory większy wpływ miały relacje, sprzyjające okazje niż jasno wytyczona w młodości droga. Moja praca polega na dialogu z drugim człowiekiem i ten drugi niesie w sobie pewną tajemnicę. Siadając do projektu, nie wiem do końca, dokąd dojdę, co mnie spotka na finiszu. Realizacja jest wynikiem spotkania dwóch światów: mojej wiedzy, doświadczenia i wyobraźni oraz potrzeb, marzeń i wrażliwości klienta. Każde zlecenie jest w pewnym sensie niespodzianką. Mój plan jest skonstruowany ramowo, tak by było w nim dużo miejsca na emocje i potrzeby klienta.

Kiedy zaczynałem pracę nie miałem wokół siebie ludzi, którzy wprowadziliby mnie w ten świat, nauczyli czegoś. Dzisiaj wygląda to trochę inaczej. Powstało Stowarzyszenie Architektów Wnętrz, które wspiera naszą grupę zawodową. Staramy się pewne sprawy związane z naszą pracą porządkować, tworzyć dobre wzorce i wysokie standardy.

Co było dla Ciebie największym wyzwaniem tych 25 lat?

Największym wyzwaniem tych 25 lat było zachowanie w sobie świeżości myślenia, gotowości na to, aby odpowiadać na pojawiające się zadania do wykonania w sposób kreatywny. Tak, aby były zawsze nowe i niepowtarzalne. To nie jest wcale takie łatwe. Natomiast, kiedy to się udaje, mam ogromną satysfakcję. Dbam o to, aby nie wpaść w rutynę. Wymaga to ode mnie pewnej czujności i dyscypliny. Pomocą są w tym wyjazdy, podróże, książki, czasami filmy, które mnie poruszają i zmieniają coś w moim postrzeganiu świata. Ważne jest dla mnie to, aby patrzeć na swoje projekty przez pryzmat odbiorcy. Nie zaprojektuję dwóch takich samych domów, nawet jeśli ich układ jest identyczny, gdyż w każdym będzie mieszkał ktoś inny. Człowiek, który ma konkretne potrzeby, oczekiwania. Projektuję tak, aby dom, w którym klient będzie mieszkał był funkcjonalny. Wychodzę z założenia, że coś, co jest dobre dla jednego, drugiemu wcale nie musi odpowiadać. Dzięki takiemu podejściu moja praca jest wciąż fascynująca, bo za każdym razem powstaje nowy układ przestrzeni.

Z czego jesteś najbardziej dumny. Co uważasz, za swój zawodowy sukces?

Miałem ostatnio imprezę, na której świętowałem 25-lecie mojej pracowni. Pojawili się na niej moi klienci, kontrahenci, pracownicy. Ci, z którymi skrzyżowały się moje zawodowe drogi. Jestem bardzo dumny z tego, że zechcieli oni tego dnia być ze mną. To wielki sukces, że udało nam się wszystkim zaangażowanym w projekty przeprowadzić je w takiej atmosferze, że chcieliśmy się po latach spotkać, wspominać i świętować. Wykonawcy, handlowcy, klienci byliśmy razem i celebrowaliśmy jubileusz. To jest mój zawodowy sukces.

Ja w swojej naturze jestem introwertykiem, więc fakt, że udało mi się zbudować trwałe i serdeczne relacje z ludźmi jest owocem konkretnej pracy i zarazem powodem do radości.

 

Co stanowi specyfikę Twojej pracowni? Co w Twoim mniemaniu wyróżnia Cię na rynku?

Lubię nowe technologie. Potrafię z nich korzystać i wykorzystuję je w pracy.

Specyfiką mojej pracowni są też koncept-projekty, które stanowią jakąś opowieść. Czasami jest to wspomnienie, podróż, temat wiodący. Dzięki takiemu podejściu do pracy, moje portfolio jest zróżnicowane. Projektuję na miarę i dokładam starań, by zdjąć ją dokładnie.  Dążę do tego, aby w wyniku wzajemnego szacunku i otwartego dialogu z klientem powstało wnętrze dopasowane idealnie do jego potrzeb.

Pracujesz w Polsce i za granicą. Czy to dwa różne światy, czy raczej specyfika pracy pozostaje niezmienna niezelżenie od miejsca?

W świadomości moich zagranicznych klientów zawód architekta wnętrz ma ugruntowaną pozycję. W Polsce widać wyraźny progres w rozumieniu rangi tego zawodu, ale nie jest ona jeszcze powszechnie ugruntowana. Klienci, z którymi miałem okazję pracować w Polsce, to osoby świadome tego, że moja praca ma czynić ich życie lepszym. Jeżeli klient darzy mnie zaufaniem, a efekty naszej współpracy go zadowalają to zarówno praca w kraju jak za granicą przynosi satysfakcję. Obsługa klientów w Niemczech, Szwajcarii, Francji czy USA wymaga znajomości lokalnego prawa budowlanego, obyczajów często także konieczności komunikacji w obcym języku. Jednak to, co najważniejsze w dobrej współpracy jest często niewidoczne dla oczu i niezależne od szerokości i długości geograficznej.

Twoje aranżacje są ponadczasowe. Czy takie rozwiązanie, to nie jest strzał w kolano?

Projektowanie na lata to raczej ustawienie się konkretnej niszy. Zdaję sobie sprawę z tego, że projekty mogą być bardziej efektowne, wiąże się to jednak z tym, że szybciej się starzeją i wymagają częstych zmian, aby nie były passe. Projektuje dla ludzi, którzy cenią stabilność. Moi klienci nie gonią za nowinkami mody, oczekują ode mnie czegoś więcej. Projektuję w określonym stylu i standardzie. Dążę do harmonii i ponadczasowego piękna.

Można projektować według mody i trendów i liczyć na to, że klient za rok czy dwa będzie potrzebował nowej aranżacji i ponownie skorzysta z porady architekta, ale to niezgodne z moją filozofią pracy. Projektuję odpowiedzialnie. Zysk nie jest jedyną wartością mojej pracy. Owszem, uważam, że za wykonywany projekt należy się godna zapłata, ale nie jest to jedyny cel pracy architekta. Chcę, aby świat był piękny, uporządkowany, a klient zadowolony. Cenię swój czas, energię, ale także zasoby klienta. Preferuję rozwiązania optymalne. Uważam, że architekt wnętrz ma pewną misję. Może wpływać na wybory swoich klientów, może ich edukować. To ważne zadanie mojej grupy zawodowej. W Stowarzyszeniu Architektów Wnętrz podejmujemy działania w tym kierunku. Promujemy dbałość o prawa autorskie, dlatego zachęcamy do kupowania oryginalnych produktów. Współtworzymy Nowy Europejski Bauhaus, dla którego jednym z kluczowych obszarów działania jest projektowanie ekologiczne. Dla wielu moich klientów te wartości też są ważne. Aranżacje ponadczasowe wymagają znacznie większych kompetencji niż te wpisujące się w sezonowe trendy.

Dbasz o to, aby w Twoim portfolio były tylko zrealizowane projekty? Dlaczego to dla Ciebie takie ważne?

Zależy mi na tym, aby prezentować tylko zrealizowane projekty, gdyż one są wizytówką moich umiejętności. Zdjęcie ma znacznie szerszy przekaz marketingowy niż wizualizacja. Za pomocą wizualizacji komunikuję światu, że mam bogatą wyobraźnię i pewną wrażliwość estetyczną. Sesja zdjęciowa zrealizowanego projektu dokumentuje więcej moich umiejętności. Przede wszystkim, że doprowadziłem projekt do końca w przyjaznej atmosferze. Na zdjęciu widać, że umiem zrealizować to, co zaprojektowałem, że biorę odpowiedzialność za funkcjonalność i trwałość zaproponowanych przez mnie rozwiązań. Mam kontakty i wiedzę, by projekt zrealizować. Wreszcie, że mam zdolnych ludzi, którzy potrafią to wykonać.

Uchylając nieco rąbka tajemnicy, w ostatnim półroczu zacząłeś projektować architekturę sakralną. Jak się z tym czujesz?

Architekturą sakralną zainteresowałem się już na studiach. Rozważałem dyplom z tej dziedziny, ale z różnych względów nie doszło to do skutku. Z perspektywy czasu uważam, że dobrze się stało. Dziś patrzę na to znacznie głębiej i dojrzalej. Architektura sakralna jest sprawą poważną i wielowątkową. Czuję się teraz lepiej do tego przygotowany. Tym bardziej cieszy mnie fakt, że takie tematy pojawiają się w mojej pracy. W projekcie kościoła atrakcyjne jest dla mnie to, że jest to przestrzeń, w której człowiek spotyka się z Bogiem. Aranżacja wymaga tutaj szczególnych form wyrazu. To jest też takie zlecenie, które wymyka się z moich dotychczasowych schematów zawodowych. Zdecydowana większość mojej pracy to projekty mieszkaniowe i rezydentne a architektura sakralna wymaga innej wrażliwości. Widzę w tej pracy ciekawe wyzwanie. Kolejny etap rozwoju, kolejne ćwiczenie, nowe horyzonty.

 Czego życzysz sobie sam na kolejne lata pracy?

 Na dalsze lata pracy życzę sobie przede wszystkim stabilizacji i kreatywności. Chciałbym mieć więcej czasu na wdrażanie nowych idei, na projektowanie. Wierzę, że przy wsparciu żony, która ma zmysł administracyjny, będę mógł oddać jej zarządzania biurem a sam skupię się na pracy koncepcyjnej. Co wyjdzie wszystkim na dobre. Idziemy w tym kierunku.